Rzeszów od lat buduje swoją tożsamość jako „stolica Doliny Lotniczej”. To właśnie przemysł wysokich technologii napędza rozwój miasta i przyciąga nowych mieszkańców. Jednak ostatnia sesja Rady Miasta pokazała, że ten dynamiczny wzrost coraz częściej zderza się z barierami przestrzennymi i ekologicznymi.
Ultimatum: rozwój albo stagnacja
Sprawa rozbudowy zakładu Pratt & Whitney nie była dla radnych łatwa. Z jednej strony na szali leżała wizja sprowadzenia do Rzeszowa produkcji „całkowicie nowych komponentów”, co oznacza transfer nowoczesnego know-how i ugruntowanie pozycji miasta na lotniczej mapie świata. Przedstawiciele amerykańskiego koncernu jasno komunikowali: walczymy o ten projekt z innymi lokalizacjami, a teren przy ul. Hetmańskiej to jedyne miejsce, gdzie możemy go zrealizować.
Argumenty ekonomiczne okazały się przeważające. Inwestor zadeklarował 130 bezpośrednich miejsc pracy w nowej hali. Co ważniejsze, w branży lotniczej jeden etat w produkcji generuje zazwyczaj kilka kolejnych w usługach i u kooperantów. Szacunki mówiące o nawet 500 nowych miejscach pracy w regionie ostatecznie przekonały większość w Radzie Miasta.
Rachunek ekologiczny: 420 drzew mniej
Cena za ten gospodarczy impuls jest jednak wysoka i wymierna. Teren, na którym ma powstać hala, to nie nieużytki, ale obszar porośnięty starodrzewem, stanowiący ważną zieloną enklawę w silnie zurbanizowanej części miasta.
Początkowe obawy społeczników, w tym Fundacji "Będzie Dziko", mówiły o zagrożeniu dla nawet 700 drzew. Ostatecznie, jak poinformował inwestor, wycinka obejmie 420 sztuk. Choć to mniej niż w najczarniejszych scenariuszach, dla ekosystemu miejskiego jest to strata ogromna. Znikną dorodne, dojrzałe drzewa, które latami produkowały tlen, dawały cień i stanowiły barierę akustyczną.
Obietnica kompensacji. Czy nowe zastąpi stare?
W obliczu kontrowersji, Pratt & Whitney stara się łagodzić wizerunkowe straty. Firma, przypominając o swoich milionowych inwestycjach w ochronę środowiska (głównie w redukcję hałasu) w ostatniej dekadzie, złożyła konkretne deklaracje kompensacyjne.
Zgodnie z zapowiedziami, 260 nowych drzew zostanie nasadzonych bezpośrednio na terenie kampusu firmy przy ul. Hetmańskiej. Co z resztą? Inwestor deklaruje współpracę z rzeszowskim ratuszem w celu znalezienia odpowiednich miejsc na terenie miasta dla pozostałych nasadzeń.
Ekolodzy i część mieszkańców zwracają jednak uwagę, że "drzewo drzewu nierówne". Młode sadzonki potrzebują dziesięcioleci, by osiągnąć rozmiary i walory ekologiczne wycinanego starodrzewu. Bilans sztuk może się zgadzać, ale bilans biologiczny – już niekoniecznie.
Trudny kompromis rozwijającego się miasta
Decyzja rzeszowskich radnych jest prawomocna, a klamka zapadła. Przypadek Pratt & Whitney doskonale ilustruje wyzwania, przed którymi stoi współczesny Rzeszów. Jak pogodzić niezbędny rozwój gospodarczy i przyciąganie strategicznych inwestorów z dbałością o jakość życia mieszkańców i ochronę coraz rzadszych terenów zielonych w centrum?
Tym razem miasto postawiło na przemysł. Teraz kluczowym zadaniem dla władz i strony społecznej będzie skrupulatne patrzenie inwestorowi na ręce, aby obietnice dotyczące nasadzeń kompensacyjnych zostały zrealizowane w pełni, a nowe drzewa rzeczywiście stały się realną rekompensatą za utracony starodrzew.





Napisz komentarz
Komentarze