Jak się zaczęła Pana historia niesienia pomocy najmłodszym?
Jestem wolontariuszem od blisko 20 lat. Głównym motorem napędowym moich działań jest fakt, że od dawna Dzieci i ich losy, są mi po prostu bliskie. Poza tym, jako wolontariusze, jako motocykliści od 13 lat organizujemy Motomikołajki na Podkarpaciu – to inicjatywa Podkarpackich Dwóch Kółek i naszego Stowarzyszenia Motocykliści Dzieciom.
Naszym celem jest bycie obecnym w życiu Dzieci w placówkach, tworzenie rodzin zastępczych, organizowanie rodzin wspomagających – takich, które odwiedzają Dzieci, ale nie biorą ich na stałe do swoich domów – a wspomagają wychowanków. Robiliśmy tak w kilku domach, mieliśmy pod opieką około stu wychowanków – do 2020 roku. Organizowaliśmy też bale charytatywne. Wszystkie działania kierowane były – i są – przede wszystkim do Dzieci. Owszem, zdarzało się też nam pomóc w wymianie okien w domach dziecka, pomalować i zrobić jadalnię – to wszystko też po to, by podnieść standard ich życia. Chcieliśmy tym też pokazać wychowankom, że są ludzie, którzy przyjeżdżają do nich tylko po to, żeby być i że nam na nich zależy.
Stowarzyszenie Motocykliści Dzieciom ma szeroki zakres swoich działań?
Aktualnie, razem z przyjaciółmi, pomogliśmy trzystu dzieciom – mam na myśli to, że byliśmy obecni. Żeby mieć osobowość prawną Stowarzyszenie Motocykliści Dzieciom zawiązało się w 2021 roku. Pomaganie wychowankom, którzy opuszczali placówki – to był nasz główny i priorytetowy cel. Jesteśmy też wsparciem dla wychowanków opuszczających rodzinne domy dziecka, rodziny zastępcze. Nie rozbijamy tego na części pierwsze – bierzemy pod uwagę każde Dziecko, które znalazło się pod opieką „instytucjonalną”. Jeśli ktoś nas poprosi o pomoc, a zasięg naszych możliwości na to pozwala – to to robimy.
Mamy kontakt z pięcioma Domami dla Dzieci – na jeden dom przypada ok. 20 wychowanków – choć powinno 14 – ale wszystkie są przepełnione. Utrzymujemy bliski kontakt ze stu dzieciakami. Jeszcze w ramach drugiej tury Mikołajów, tej niedzieli organizowaliśmy wyjazd do Rzeszowa, byliśmy w mini zoo w Trzebusce i w Łukasiewiczu (Podkarpackim Centrum Nauki Łukasiewicz – przyp. red.).
Nie chodzi nam o to, żeby dawać prezenty, a raczej, żebyśmy razem spędzali czas. Stawiamy na integrację. Takie ujęcie przez nas szeroko pojętej „pomocy” skutkuje tym, że dzieciaki, które wychodzą mają możliwość kontaktu z naszymi wolontariuszami. To przekłada się na łatwiejsze znalezienie pracy, pomoc przy wypełnianiu dokumentów... Na całe dorosłe życie.
Dyrektorzy i wychowawcy w domach dla dzieci naprawdę przykładają się do swojej pracy, ale oni nie mają możliwości indywidualnej pomocy później. Dlatego próbujemy i chcemy też takim wsparciem objąć wychowanków.

Nadal dostępna jest zbiórka na ten cel?
Powstający Dom dla Dzieci w Laskówce to nasz cel – marzeniem byłoby, gdyby w ogóle tego typu miejsca nie musiały powstawać. Pragniemy stworzyć dom nadziei, wiary i miłości. Zbiórka jest cały czas odnawiana Na dom dla Dzieci w Laskówce. Pomogła nam ostatnio Zwyczajna Kobieta - Marta, która prężnie też działa w przestrzeni internetowej, ma blisko 100 tys. obserwujących. Nie ukrywam, że ruszyło to. Była u nas w sobotę.
Chciałbym powiedzieć, że dzięki nagłaśnianiu budowy domu w Laskówce, niektórzy sami zgłaszają się z chęcią pomocy. Mamy taką panią psycholog z Krakowa, która on-line chce wspomóc placówkę, oczywiście bezpłatnie. Sama się odezwała, że może przeznaczyć dla nas określony czas w miesiącu, a często okazuje się, że aby dziecku pomóc wystarczy okazać mu uwagę, zainteresowanie i dać swój czas.
Mamy kadrę, która już pracuje w tym domu dziecka, ale jeszcze trzeba zaznaczyć – absolutnie nikt w tej chwili nie bierze ani jednej złotówki za swoją pracę. Stowarzyszenie utrzymuje się ze składek członkowskich – 100 proc. darowizn przeznaczamy na cel. Można to sprawdzić, jesteśmy transparentni. Gdy będą dotacje, oczywiście ludzie zostaną zatrudnieni.
Darczyńców mamy dużo, w tej chwili nawet jestem na etapie rozmów z jednym z nich. Chce zobaczyć dom w Laskówce – jak dobrze pójdzie przekaże na ten cel określoną kwotę nie jednorazowo, bo w planach jest podpisanie umowy na 10 lat. Tak naprawdę nikt z tym człowiekiem nigdy nie rozmawia bezpośrednio, tylko z jego prawnikami – ale do nas zdecydował się przyjechać osobiście. Napawa nas to optymizmem, ale jeszcze nie jest to oficjalnie zamknięta współpraca. Około 2600 godzin wolontariatu już poświęciliśmy na powstanie domu w Laskówce. Już 60 proc. prac jest wykonanych – dzięki darczyńcom i firmom przy znacznie tańszych kosztach.
Jak wyobraża sobie Pan to miejsce – Dom dla Dzieci Wiary, Nadziei i Miłości im. kpt. Gracjana Froga?
Chcemy być zaangażowani we włączenie wychowanków w dorosłe życie.
Kiedy już wszystkie formalności zostaną sfinalizowane, zwłaszcza te prawne, bardzo chcemy, aby ten Dom był otwarty - aby mieszkańcy mogli do nas przychodzić. Może uda się zrobić wspólny plac zabaw. Zależy nam na tym, aby nasze dzieci integrowały się też z dzieciakami z miejscowości.
W innym domu dziecka, już kiedyś nam się to udało. Dom był bardzo zintegrowany z mieszkańcami wsi. Efektem było to, że na wakacjach, świętach dom był zamykany, bo wszystkie dzieci były zapraszane do zaprzyjaźnionych rodzin. Dzieci były traktowane jako społeczność wsi, a nie dzieci „skądś tam”. Ten model chcemy powtórzyć, bo on działa!
W naszym domu każdy będzie mógł pozwolić sobie na wszystko, co czuje, wyrazić emocje. Pamiętajmy – każde dziecko to pojedyncze przeżycie, trudne doświadczenia i oni mają prawo w jakichś sposób (z zachowaniem bezpieczeństwa swojego i innych) odreagować.
Myślę, że to się w Laskówce uda. Powiem szczerze, że jak Koło Gospodyń powie „tak”, to cała wieś robi „tak”. Mamy więc z tej strony ogromne wsparcie.
W innym domu, w Rakszawie, rozpoczynamy remont mieszkań chronionych. Nasi podopieczni – o ile nie będą umieli znaleźć miejsca, będą mogli w naszym domu Stowarzyszenia otrzymać pomoc w postaci mieszkania przez rok. Oczywiście po spełnieniu pewnych kryteriów. Jeszcze nie nagłośniliśmy tego, ale w zasadzie już ruszyliśmy z remontem tych mieszkań.
Te mieszkania w Rakszawie finansowane są przez Stowarzyszenie?
Tak, oraz przez naszych darczyńców. Dom dla Dzieci w Laskówce, jak już powstanie, będzie działać na zlecenie starosty i również dofinansowywany przez gminę.
Kto będzie odpowiedzialny za finansowanie kadry domu dla Dzieci w Laskówce?
To już nie Stowarzyszenie, ponieważ jako organizacja my będziemy wykonawcami zlecenia od starosty, który ze swojej strony przydziela dotacje. My oczywiście zatrudniamy kadrę, pod okiem PCPRu (Państwowego Centrum Pomocy Rodzinie) i Departamentu Polityki Społecznej w Urzędzie Wojewódzkim.
Jaki jest realny termin otwarcia Domu dla Dzieci w Laskówce?
Jeżeli wszystko nam będzie sprzyjać – marzec, kwiecień przyszłego roku. Tak zakładamy. Prace idą bardzo dobrze. Mamy bardzo duże wsparcie u służb, wojewody i starosty oraz gminy Dynów.
Lokalna społeczność również bardzo zaangażowała się w to przedsięwzięcie?
To zaangażowanie cały czas jest! Mamy wsparcie od straży pożarnej, koła gospodyń wiejskich nie tylko z Laskówki, ale i z okolicznych miejscowości. Przyjeżdżają pomagać, niektóre firmy same zgłaszają się ze wsparciem. Płacimy tylko za materiał, a firmy wykonują bezpłatnie prace. Często się zdarza, że nawet za ten materiał nie ponosimy kosztów.

Miejsce, w którym powstaje ten dom to budynek byłej szkoły?
Nie ukrywam, że ten budynek spadł nam trochę jak z nieba – ukłony dla wójta. Budynek sam w sobie był w bardzo dobrym stanie. Musimy przerobić dużo w środku, ale jako całość – bardzo nam to ułatwiło sprawę. Patronem naszego domu pozostanie patron szkoły – Gracjan Fróg – urodzony w Laskówce kapitan broni pancernych Wojska Polskiego II Rzeczypospolitej Polskiej, dowódca 3. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej.
Skąd i w jakim wieku mogą trafić do Was dzieci?
Będziemy działać na zlecenie starostwa rzeszowskiego – my, jako Stowarzyszenie nie mamy nic do powiedzenia w tej kwestii. Według Ustawy, od 10 – 18 roku życia można umieścić dziecko w domu dziecka. Z naszego doświadczenia wiem, że zdarzały się przypadki przyjęcia dzieci bardzo małych, bo nawet poniżej roku. Młodzież powyżej 18. roku raczej już nie zostaje umieszczana w domach dziecka, natomiast nawet, gdy dzieciak dzień przed ukończeniem osiemnastego roku życia zostanie przyjęty do domu dziecka, to może w nim przebywać do 24. roku życia, jeżeli się uczy.
Jakie losy czekają młodych dorosłych, którzy będąc w domu dziecka osiągną pełnoletność?
To nie jest tak, że placówki pozostawiają dorosłą młodzież samą sobie. Nie umieszcza się już pełnoletnich obywateli do domu dziecka, ale gdy ktoś mieszka w takim domu i w nim osiąga pełnoletność, to nie jest z automatu wyrzucany. Oczywiście, znajdą się takie sytuacje, ale tylko w przypadkach niestosowania się do regulaminu po ukończeniu 18. roku życia.
Nawet działa to w taki sposób, że namawia się tę młodzież, aby pozostała. Żeby jaśniej wyjaśnić, co mam na myśli przyznam, że sam miałem około pięćdziesięciu wychowanków, którzy sami chcieli mieć ze mną kontakt. Mogę powiedzieć, że jestem dziesięciokrotnym przyszywanym dziadkiem. I ci właśnie wychowankowie, mający ze mną bliski kontakt po opuszczeniu domu dziecka, dzisiaj sami są opiekunami w domach dziecka, pełnią też funkcje społeczne, np. są radnymi.
Ten łańcuch pomocy rozwija się dalej?
Tak, oni nawet są w Stowarzyszeniu, które przede wszystkim zrzesza motocyklistów, ale też wychowanków domów dla dzieci i rodzin zastępczych, dyrektorów i wychowawców domów dziecka. Mamy więc wielu fachowców, którzy są też naszymi przyjaciółmi. Ich doświadczenie i wiedza ułatwiają nam powstanie Domu dla Dzieci Nadziei, Wiary i Miłości im. kpt. Gracjana Froga w Laskówce. Otrzymujemy wskazówki od dyrektorów i wychowawców domów dziecka, z którymi współpracujemy w obszarze formalnym – podpowiadają nam, jakie dokumenty warto mieć, jak się przygotować, co jeszcze dobrze mieć, nawet jeśli prawnie nie jest to wymagane.
Dlaczego Dom Nadziei, Wiary i Miłości?
Chcielibyśmy, aby nasz Dom w Laskówce, był takim miejscem, w którym dziecko odzyska nadzieję i pójdzie dalej. Będziemy kłaść bardzo duży nacisk na tworzenie – co najmniej rodzin zaprzyjaźnionych, tych wspomagających. Z reguły takie rodziny potem stają się rodzinami zastępczymi. Taki mamy pomysł na ten Dom – chcemy dać dzieciom nadzieję, wiarę w siebie i miłość. Zależy nam na tym, aby więź jaką zbuduje dziecko z daną rodziną, była głównym czynnikiem do zrodzenia się tej nowej rodziny.
Wychodzimy z założenia, że to dziecko ma sobie wybrać rodzinę, a nie na odwrót. To taka niepisana zasada – dziecko wybiera swój dom.
Ważne jest to, że aby każdy miał czas na poznanie swoich wartości, codziennego zachowania, prozaicznych spraw. Chcemy im go dać i pozwolić, by dziecko czuło, że „to ten dom, ta rodzina”. I proszę mi wierzyć – taka rodzina zastępcza ma duże szanse powodzenia.
Wspomniał Pan o „otwartym domu”, integracji dzieci. Czy wszystko to wygląda tak pięknie, jak brzmi?
Bywają oczywiście trudne sytuacje, w których biologiczny rodzic nie wyraża zgody na umieszczenie dziecka w rodzinie zastępczej i pozostaje w domu dziecka. Sam się w takiej znalazłem. Dajemy dzieciom możliwość bycia decyzyjnymi, naprawdę chcemy, aby każdy miał przestrzeń do wyrażenia, trudnego dla obydwu stron, zdania: „Wujek, Ciociu - nie leży mi to”. Taki będzie nasz Dom dla Dzieci w Laskówce. I na tego typu rozmowy będziemy też przygotowywać ewentualnych rodziców zastępczych.
Trzeba mieć świadomość działania instytucji – niekiedy jest tak, że z dnia na dzień zawodowa rodzina zastępcza otrzymuje telefon z krótkim: „ Za 2 dni przywieziemy troje dzieci”. Nie oceniam tutaj wydolności systemu – obrazuję tylko to, z czym zmagają się dzieci i ich przyszli rodzice zastępczy. Czasami nie ma, kiedy poznać historii dziecka, jego sytuacji prawnej i takie działanie ad hoc jest trudne i może to nieść za sobą różne konsekwencje.
Najbardziej bolesne dla samych dzieci, prawda?
Skupię się teraz na tym, w jaki sposób jest to odbierane przez dziecko. Gdy małoletni trafia do takiej placówki, jaką tworzymy, to jest „odbierane przez państwo” i umieszczane „w internacie”. Potem przyjeżdżają rodzice zastępczy, którzy to dziecko zabierają (ratują) – to jest psychologiczne ujęcie tematu.
Jeśli by zabrać dziecko ze szkoły wprost do rodziny zastępczej, to oczami dziecka byliby oni złodziejami, którzy ukradli je rodzicom biologicznym. To mówią mi dorośli wychowankowie – tak oni to traktowali. Teraz wiedzą, że to inaczej działa. Ten Dom więc jest wynikiem potrzeby. Wolelibyśmy go nie tworzyć – to znaczy życzymy wszystkim dzieciom szczęśliwych i ciepłych domów swoich rodzinnych.

Do takich sytuacji jednak wciąż dochodzi. Co tak naprawdę nie gra w tej całej procedurze?
Nie mam nowych danych, ale chyba w czerwcu, pani rzecznik praw dziecka mówiła, że 1800 dzieci już z orzeczeniami czeka na umieszczenie w domach dziecka.
Gdzie te dzieci czekają na miejsce w placówce?
Dalej w domach, z których mają być zabrani. Przykład: jak najstarsze rodzeństwo opuściło dom dziecka, to najmłodsi dopiero się w nim znaleźli. Wiemy, że nie zbawimy tym świata, ale przynajmniej chcemy ułatwić dzieciom życie. Jestem szczęśliwy, jeżeli wychowanek, z którym mam kontakt, zostanie „zwrócony” społeczności jako pełnoprawny obywatel – trochę nieładnie to brzmi, ale chodzi o to, aby każdy zdobył umiejętności społeczne, znalazł sobie pracę, mieszkanie i umiał sobie radzić, nie korzystając, na przykład, z pomocy społecznej.
Pracujemy nad tym, aby poczucie własnej wartości podnieść dzieciom, ile się tylko da. Pokazujemy się z naszymi wychowankami jako Stowarzyszenie. Dajemy im do zrozumienia, że są ważni, zauważani, kochani. Nie wstydzimy się ich – a dla tych dzieciaków to jest kosmos. Proszę sobie wyobrazić stu dziesięciu motocyklistów przebranych za święte Mikołaje podjeżdżających pod dom dziecka – z ich perspektywy, to jest wyróżnienie totalne.
Zachęcamy do włączenia się i wsparcia zbiórki https://zrzutka.pl/kg4tfb
Napisz komentarz
Komentarze