Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Drukarnia Rzeszów

Dawid Krupa wspomina Eugeniusza Korbeckiego

- Był dla kimś w rodzaju drugiego ojca. Zawdzięczam mu wszystko, co osiągnąłem – mówi Dawid Krupa, rzeszowianin, były zawodowy kolarz, wychowanek Eugeniusza Korbeckiego. W czwartek legendarny trener spoczął na cmentarzu Wilkowyja.
Dawid Krupa wspomina Eugeniusza Korbeckiego

Źródło: Facebook / Dawid Krupa

- To był kwiecień 1994 roku - wspomina Dawid. – Spotkałem się z trenerem, pogadaliśmy i gdzieś po dwóch tygodniach trener wziął mnie już pod swoje skrzydła. Zostałem kolarzem Tęczy Plonu Rzeszów.

Już po dwóch latach podopieczny pana Eugeniusza został mistrzem polski juniorów młodszych w wyścigu ze startu wspólnego, a po pięciu latach młodzieżowym mistrzem kraju w tej samej konkurencji.

- Byłem pod opieką trenera przez prawie pięć lat – mówi nasz rozmówca. – Nauczył mnie sportu, pracy, co do dzisiaj mi się przydaje w życiu. Walczył dla nas o stypendia, lepszy sprzęt. Na treningach nie było zmiłuj. Zasuwaliśmy w każdych warunkach, nie raz, nie dwa w mrozie, w śniegu – uśmiecha się Dawid.

Eugeniusz Korbecki ogromną wagę przykładał do jazdy na czas. Potrafił jej nauczyć, dzięki czemu Dawid został m.in. mistrzem Polski juniorów w „czasówce” (1997), zajął 6. miejsce w tej konkurencji w juniorskich mistrzostwach świata (1997), a w seniorskich 28. lokatę (2003).

- To był jego konik, a ja zrobiłem dzięki temu błyskawiczne postęp. Był taki rok, że na pięć wyścigów Pucharu Polski wygrywałem czasówkę w czterech i dokładałem jeszcze złoto w mistrzostwach – opisuje Dawid. – Nie mieliśmy takiego sprzętu, jak zagraniczni rywale, ale trener pokazywał, że można to nadrobić odpowiednim ułożeniem ciała. Oczywiście starał się też załatwić lepsze rowery, cały czas coś udoskonalał w tych, które były do dyspozycji.

Przez blisko 5 lat w rzeszowskim klubie (rok terminował też w Azalii Brzóza Królewska) Dawid zaliczył około 300 wyścigów. – Na każdy byłem przywieziony i z każdego odwieziony przez trenera. Przez dwa lata jeździliśmy na zawody tylko we dwójkę. Trener zawsze miał dla mnie czas, wierzył we mnie i wspierał – podkreśla Dawid, który wyrzuca sobie trochę, że nie odwiedził ostatnio swego pierwszego szkoleniowca.

- Chodziło mi to po głowie, ale jak to w życiu, ciągle odkładałem rzecz. Na pewno znalazłbym czas, gdyby wiedział, że trener jest poważnie chory, tylko że nie miałem o tym pojęcia. Co mogę dodać. Wielka szkoda i żal, że odchodzą tak wspaniali ludzie – dodał na koniec pan Dawid.  

Za rok minie 30 lat od chwili, gdy Dawid Krupa spotkał na swej drodze Eugeniusza Korbeckiego.


Podziel się
Oceń

Komentarze
Reklama Drukarnia Rzeszów