Choć na plakacie widniały dwa nazwiska – Eldo i O.S.T.R. – koncert pokazał coś znacznie ważniejszego niż sam line- up. Wybrzmiał hip - hop w jego najbardziej pierwotnej formie. Gdy światła przygasały, a beat ruszał, cała uwaga skupiała się na jednej osobie na scenie. I to w zupełności wystarczało, by po brzegi wypełniony klub zamienił się w jeden pulsujący organizm.
Kawał historii w polskiej kulturze hip - hopu
O.S.T.R. - karierę zaczynał pod koniec lat 90., wywodząc się z łódzkiego środowiska freestyle’owego i DJ - skiego, by na początku XXI wieku na dobre zaznaczyć swoją pozycję solowym debiutem. Od tamtej pory konsekwentnie budował własny język – oparty na technicznej precyzji, jazzowych samplach i bezkompromisowej szczerości w tekstach. Jego płyty wychowały całe pokolenia słuchaczy, a konsekwencja i autentyczność sprawiły, że dziś jest nie tylko muzykiem, ale i punktem odniesienia dla młodszych artystów. W Rzeszowie nie musiał niczego udowadniać – wystarczyło, że był sobą. Co ważne, nie był to jego pierwszy kontakt z rzeszowską publicznością. O.S.T.R. koncertował u nas wielokrotnie na przestrzeni lat, wracając tu na kolejnych etapach swojej kariery – zarówno w czasach klubowych występów, jak i przy okazji dużych tras promujących kolejne albumy. Każda z tych wizyt budowała i umacniała relację z lokalną publicznością, która w piątek tylko potwierdziła, że pamięta i docenia tę ciągłość.
Od ponad dwóch dekad pozostaje jedną z najważniejszych postaci polskiej sceny hip - hopowej. Producent, raper, instrumentalista, perfekcjonista – O.S.T.R. to marka sama w sobie. Jego płyty wychowały całe pokolenia słuchaczy, a konsekwencja i autentyczność sprawiły, że dziś jest nie tylko muzykiem, ale i punktem odniesienia dla młodszych artystów. W Rzeszowie nie musiał niczego udowadniać – wystarczyło, że był sobą.
Koncert bez barier!
Publiczność od pierwszych numerów była „kupiona”. Nie było bariery scena–tłum, nie było dystansu. Była rozmowa, reakcja, wspólne skandowanie refrenów i momenty, w których raper nie musiał już rapować – robił to za niego cały klub. To właśnie wtedy najlepiej widać, że hip - hop to nie koncert „do odbębnienia”, ale spotkanie ludzi, których łączy wspólny język, emocje i doświadczenia.
Jednym z najbardziej poruszających momentów koncertu był fragment, w którym O.S.T.R. oddał hołd zmarłemu niedawno Michałowi „Joce” Martenowi. W trakcie jednego z kawałków wyraźnie dało się odczuć, że to coś więcej niż symboliczny gest. To był szczery ukłon w stronę historii polskiego hip - hopu i ludzi, którzy ją współtworzyli.





Napisz komentarz
Komentarze