Letnie słońce, choć wabiące w majestatyczne Bieszczady, niesie ze sobą również wyzwania, które niezmiennie stają przed bieszczadzkimi ratownikami GOPR. Miniony, trzeci tydzień wakacji, był dla nich prawdziwą próbą wytrzymałości i profesjonalizmu, zmuszając do interwencji od drobnych urazów po dramatyczne akcje ratunkowe, w których liczyła się każda sekunda.
Poniedziałkowe popołudnie, 14 lipca, rozbrzmiało sygnałem alarmowym, który w Ustrzykach Górnych stał się preludium do burzliwego tygodnia. Na dyżurce pojawiła się kobieta z bolesną raną ciętą nogi. Sprawne ręce ratowników szybko oczyściły ranę i założyły opatrunek, kierując poszkodowaną na dalszą diagnostykę do szpitalnego oddziału ratunkowego.
Jednak prawdziwy dramat rozegrał się wieczorem. O godzinie 19:15 do Stacji Ratowniczej w Ustrzykach Górnych dotarł zaniepokojony turysta. Jego relacja zmroziła krew w żyłach – schodząc szlakiem, był świadkiem wypadku dwóch chłopców na hulajnogach. Niezwłocznie, z determinacją w oczach, ratownicy ruszyli na miejsce zdarzenia. Po dotarciu, w obliczu powagi sytuacji i wstępnego badania urazowego, stało się jasne, że jeden z poszkodowanych wymaga natychmiastowej, specjalistycznej pomocy. Podjęto dramatyczną decyzję: zadysponowano śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego (Ratownik 10). Walka z czasem i kapryśną bieszczadzką pogodą zmusiła śmigłowiec do lądowania w Lutowiskach, gdzie nastąpiło kluczowe przekazanie rannego chłopca. Drugi, mniej poszkodowany, trafił pod opiekę karetki Bieszczadzkiego Pogotowia Ratunkowego z Sanoka.
Czwartek, 17 lipca, przyniósł kolejne wezwanie z serca gór. Tuż po godzinie 12:00, w Ustrzykach Górnych, dotarła prośba o pomoc dla młodej harcerki. Dziewczyna, wyczerpana bólem brzucha i ogólnym osłabieniem, nie była w stanie kontynuować zaplanowanej wędrówki. Ratownicy dotarli do niej, otulili kocem termicznym i po wstępnym badaniu, z troską przetransportowali ją najpierw na Przełęcz Wyżną, a następnie bezpiecznie do harcerskiego obozu.
Kiedy piątkowy zmierzch, 18 lipca, spowijał Bieszczady, o godzinie 21:20 rozdzwonił się numer 112. Zgłoszenie dotyczyło kobiety, która w rejonie cmentarza żydowskiego w Ustrzykach Dolnych znalazła się w pułapce – utknęła nad stromą skarpą, sparaliżowana strachem przed ześlizgnięciem. Błyskawiczna współpraca ratowników GOPR z patrolem policji z KPP Ustrzyki Dolne zaowocowała szybkim nawiązaniem kontaktu głosowego. Wkrótce potem, z ulgą w sercu, kobieta została bezpiecznie sprowadzona na twardy grunt.
Sobotni świt, 19 lipca, o godzinie 6:45, zwiastował kolejne poszukiwania. Zaniepokojony ojciec zgłosił brak kontaktu z córką, która poprzedniego dnia wyruszyła szlakiem z Ustrzyk Górnych w kierunku Wetliny. Czas naglił. Ratownicy podjęli szeroko zakrojone działania, obdzwaniając placówki Straży Granicznej, pola namiotowe i schroniska. Oddech ulgi nastąpił około godziny 9:00 rano, kiedy to poszukiwana dziewczyna została namierzona w jednym ze schronisk – bezpieczna i, co najważniejsze, niewymagająca pomocy.
Niedziela, 20 lipca, zamknęła ten pełen wyzwań tydzień, przypominając o codziennych, lecz równie ważnych interwencjach. Na dyżurkę w Ustrzykach Górnych zgłosiła się kobieta, która po nieszczęśliwym upadku doznała kontuzji nogi. Z urazem zabezpieczonym przez GOPR-owców, została skierowana na SOR, symbolicznie kończąc ten intensywny fragment bieszczadzkiej służby.
Miniony tydzień to świadectwo nieustannej gotowości i poświęcenia ratowników GOPR Bieszczady. To przypomnienie, że choć góry kuszą swoim pięknem, wymagają szacunku i rozsądku. Ratownicy niezmiennie apelują o ostrożność na szlakach, odpowiednie przygotowanie do górskich wędrówek, posiadanie naładowanego telefonu oraz znajomość numerów alarmowych – bo w Bieszczadach, nawet w najpiękniejszych chwilach, bezpieczeństwo jest zawsze na pierwszym miejscu.
Napisz komentarz
Komentarze